Komentarze (0)
Wiecie co, chyba nie będę kończyła tej ksiażki.. wydaje mi się bez sensu.. z resztą jak wszysko w moim życiu. Chyyba że wam się podoba.. Wtedy dokończę. Więc jak? Konczyć czy pisać następną o podobnej treści tylko że z dialogami? :)
witam serdecznie.:) mam na imię Nikola,mam 16 lat. chciałabym pokazać wam mój świat, moją wyobraźnie. :) lubię pisać opowiadania, dlatego postanowiłam założyć bloga. Napisałam już trzy książki, przedstawię je wam tutaj.
Wiecie co, chyba nie będę kończyła tej ksiażki.. wydaje mi się bez sensu.. z resztą jak wszysko w moim życiu. Chyyba że wam się podoba.. Wtedy dokończę. Więc jak? Konczyć czy pisać następną o podobnej treści tylko że z dialogami? :)
Najbardziej w całym tym syfie chciałam byś ty czuł to samo co ja. Mogłam się zabić, ale nie potarłam cię zranić aż nad to. W głębi serca wiedziałam, że pomyślisz, ze to przez ciebie i sam zrobisz to samo. Ty raniłeś mnie do szpiku kości a ja nie potrafiłam zadać ci najmniejszego bólu, nie chciałam.. Byłeś moim sercem i czułam jak tracę życie, bo w końcu bez serca nie da się żyć. Właśnie dlatego, że byłeś moim sercem nie mogłam Ci tego zrobić. Nie mogłam zadać ci takiego bólu, za bardzo mi na tobie zależało. Może kiedy by mnie tu nie było, zrozumiałbyś kilka spraw. Wiedziałam że nie poradziłbyś sobie z myślą "ona nie żyje przeze mnie", żaden normalny człowiek by sobie nie poradził. Nie umiałam ci powiedzieć jak sie czuje, nie umiałam cię uderzyć, nie umiałam krzyczeć... Ból jaki mi zadawałeś, i ból jaki chciałam ci zadać należał do mnie. To mnie miał zniszczyć.. -on jest niewinny.- tak cię usprawiedliwiałam. Zawsze obwiniałam siebie. Ty nie mogłeś nie mogłeś być taki.. po prostu udawałeś... Tłumaczyłam cię nawet przed znajomymi... Dlaczego?
Bo prawdziwie kochałam!
Coraz częściej słyszałam w sobie dwa głosy. Jeden powtarzał mi żebym odeszła, skończyła ze sobą. Ciebie już nie było, mówił że nigdy już nie wrócisz. Nie obchodziło cię co się ze mną działo... Drugi mówił że nie mogę odejść, że to co nas połączyło jeszcze się nie skończyło. Mówił, ze to nie jest koniec naszej bajki. Te dwa głosy kłóciły się we mnie o wszystko... Ciężko mi było samej to znosić. Nie wiedziałam już co mam robić.. straciłam najważniejszą rzecz w życiu, straciłam wiarę w Boga. Człowiek nie wierzący jest człowiekiem martwym. Kpiącym z życia, a może to życie kpiło z takich ludzi? W każdym razie szatan wielbił takie osóbki, wtedy kusił i wiedział, że wygra. Nie modliłam się, nie wołałam o pomoc do Niego... Czas mijał a moja dusza nadal była w tysiącach kawałków. Ranili mnie wszyscy wokół.
Tak bardzo chciałam odejść... Myślałam, że wszystkim będzie lepiej beze mnie.
Ból mnie przerósł, znienawidziłam ciebie, siebie i wszystkich innych ludzi na świecie. Zastanawiałam się czy aby na pewno nie oszalałam. Po pewnym czasie ból stał się dla mnie przyjemnością. Zadawałam go sobie w każdy możliwy sposób by poczuć ulgę jednak tylko on uświadamiał mi ile dla mnie znaczysz. Patrząc w oczy widziałam swoje przepłakane oczy, były błyszczące i duże... Nie potrafiłam długo patrzeć na swoje odbicie bo, widziałam wrak człowieka. Moje marzenia, plany... wszystko straciło sens. Nie potrafiłam się uśmiechać.. zapomniałam jak to jest. Każdy uśmiech na mojej twarzy był sztuczny jak lalka Barbie. Dawało mi to satysfakcję, bo nikt nie widział mojej prawdziwej twarzy..
Spokój.. tylko on był mi potrzebny. Odnajdywałam go w lesie. Tylko tam mogłam być sobą... Płakałam, krzyczałam, uwalniałam się od wszelkich emocji... Chwilami czułam się jakby ktoś za mną podążał, jednak nie bałam się. Strach stał mi się obcy. Kiedyś bałam się nawet własnego cienia. Wtedy chciałam by coś mi się stało. Zastanawiałam się często nad tym co byś zrobił, jakbyś dowiedział się ze coś mi się stało... Często chciałam do ciebie zadzwonić, dowiedzieć się jak się miewasz, czy wszystko w porządku... ale wiedziałam że nie mam po co. Mogłam to zrobić, chociażby po to by usłyszeć 'halo?" I znów ziemia byłaby ziemią a nie oceanem. Chociaż na te kilka sekund.
Za każdym razem kiedy odchodziłeś czułam coś w rodzaju opętania, traciłam wszystko. Kiedy odwracałeś się ode mnie, traciłam grunt pod nogami. Pozbawiałeś mnie serca, duszy, rozumu i uczuć. Nie potrafiłam opanować swoich myśli i czynów. Nie umiałam inaczej, za każdym razem kiedy zamykałam oczy z myślą że ciebie już nie ma, pragnęłam zamknąć je na zawsze.
Każda rana na moim ciele miała być ostatnią. Byłam tchórzem, bałam się podciąć sobie żył. Nie bałam się śmierci, bałam się tego, że już nigdy cię nie zobaczę. Sama myśl, że już nigdy miałam nie zobaczyć twojego pięknego uśmiechu mnie dobijała. Upadałam, upadałam na samo dno oceanu.
Każdy twój powrót wyciągał mnie na powierzchnię tylko po to by za chwilę znów mnie topić. Za każdym razem byłam coraz niżej.. Staczałam się.. powoli... cicho... Bez ciebie nie miałam nic. Nie miałam powodu by się budzić i przetrwać kolejny dzień. Nie mogłam powiedzieć sobie "Wstań! On czeka!" Nie czekałeś... Odszedłeś, zostawiając mnie samą, z moimi problemami, z moimi narzekaniami na świat... samą. Wtedy siadałam na parapet patrząc na ulicę... płakałam . Nikt nie potrafił mnie zrozumieć, nikt mnie nie podnosił... Moje serce potrzebowało reanimacji, potrzebowało Ciebie. Tylko ty mogłeś mnie podnieść, jednak ciebie już nie było. Nie mogłam powiedzieć ci "kocham cię" Nie mogłam nic... Czytając książki wyobrażałam sobie nas, że nadal jesteśmy razem. Miałam nadzieję, że jeszcze będziemy jednak czas mijał a Ty nie wracałeś. Mój anioł struż postanowił mnie opuścić. Świadomość tego tak bardzo bolała. Było mi smutno... nie mogłam się do ciebie przytulić ... pocałować... Pamiętam, jak kiedyś "byliśmy razem" pojechałeś na kolonię, zostawiając mnie samą, bez żadnych wieści. Wychodziłam na wieś.. bawiłam się.. upijałam... zapominałam o tobie i o tym życiu. Pamiętam jak wyszliśmy swoją ekipą. Była impreza.. kolejny raz się upiłam. Wtedy cię zdradziłam. Całowałam się z innym i żałuję tego do dzisiaj. Jakiś czas później napisałeś mi że masz inną.. Znienawidziłam cię i cały ten świat.
Jakiś czas później wyszłam z koleżanką i jej kolegą który zabrał ze sobą swojego kolegę. Oni pili, jarali i ćpali a my siedziałyśmy na chodniku przyglądając się temu świństwu. W pewnym momencie, ona i ten jej kolega zostawili mnie samą z tym trzecim.. Siedziałam, piłam piwo i grałam na telefonie. Nagle on znalazł się za mną. Siadł rozkrokiem, byłam tyłem do niego. Przytulił mnie. Zaczął całować moją szyję.. siedziałam bez ruchu, jakby mnie tam nie było.. jedną ręką masował moje udo, drugą trzymał zaraz pod moimi piersiami, pod moją bluzą.. Bałam się. Nie wiedziałam jak to się skończy wiedziałam tylko ze nie mam szans na ucieczkę.. On nie przestawał a ja nie wykonywałam żadnego ruchu. W pewnym momencie chwycił moją bluzę i szepną bym podniosła ręce do góry.. wyczułam że jego uścisk jest zbyt luźny. Szybko wstałam rozrywając bluzę.. uciekłam. Z płaczem biegłam przed siebie. Łzy przysłaniały mi drogę jednak nie przestawałam. Zatrzymałam się po 100 metrach. Schowałam się za budynek. Szukał mnie.. krzyczał... Moja koleżanka również.. napisałam jej sms-a przyszła od razu. Nie umiałam uspokoić swoich emocji. Potrzebowałam wtedy ciebie.. Ale ciebie nie było.. wolałeś ją...
Byłam Twoja i chociaż to nie możliwe, bo przecież ludzie nie są przedmiotami, ja czułam że nikt inny mnie już nie zdobędzie. Byłeś przy mnie gdy cię potrzebowałam i to mi wystarczało. Raniłam cię, a ty nadal wytrwale stałeś u mojego boku. Byłam szczęśliwa za każdym razem kiedy wracałeś. Mimo to nie doceniałam Cię, tak samo jak ty nie doceniałeś mnie. Byliśmy jeszcze dziećmi, to normalne że nie potrafiliśmy zadbać o tę miłość? Chyba tak. Nie dojrzeliśmy na tyle by być ze sobą "na dobre i złe". Byłam z tobą szczęśliwa, ale nie umiałam zadbać o ciebie i o ten płomień. Raniłam cię będąc sobą. Tamtą sobą. Za każdym razem kiedy odchodziłeś, lub oddalałeś się ode mnie obwiniałam siebie, bo kłótnie zawsze wynikały z mojego zachowania. Ale byłeś. Byłeś zawsze kiedy na mojej twarzy pojawił się cień smutku. Wybaczaliśmy sobie błędy, bo w gruncie rzeczy popełnialiśmy je razem.
Uszczęśliwiałeś mnie samym uśmiechem, nie musiałeś przynosić kwiatów, nosić mnie na rękach.... nie musiałeś nic, wystarczyło że mnie kochałeś. Świadomość tego byłą najwspanialsza. Romantyzm nie był twoją mocną stroną i wcale mi nie zależało na tym by był. Potrzebowałam twojej obecności, chciałam byś mnie chronił i troszczył się o mnie. Byłeś moim drogowskazem na lepsze życie. Próbowałam z całych sił udowodnić ci jak wiele ci zawdzięczam, jak bardzo cię kocham! Prędzej czy później wszystko to co postawiliśmy legało w gruzach. Marzyłam tylko o jednej drobnej rzeczy- by być twoim szczęściem.
Wiele łez wylałam przez ból i szczęście. Ta mieszanka mnie niszczyła... jak rak... zabijała od środka. Chwilami czułam jakby moja dusza opuszczała moje ciało a ono bezwładnie osuwało się na ziemie. Tak niszczył mnie ból zadawany przez nas obojga. Jednak w odpowiedniej chwili znów się pojawiałeś. Powstrzymując od kolejnej głupoty. Byłeś moim aniołem. Zawsze brałeś za rękę kiedy już nie miałam siły iść sama. Potrafiłeś ochronić mnie przed samą sobą. Z tobą byłam najszczęśliwszą dziewczyną na ziemi, nikt inny nie liczył się tak jak ty. Stałeś się moim tlenem, moim sensem i sposobem życia, starałam się co dnia pokazywać ci na nowo że jesteś dla mnie wszystkim!
dlaczego?
bo prawdziwie kochałam.
Patrzyłeś na mnie jak na obrazek. Jak bym była z kryształu. W pewnej chwili objąłeś mnie a moje ciało przeszył dreszcz. Moje serce zaczęło regenerację.. Miałeś takie piękne zielone oczy, w świetle lamp wydawały się być jak ocean, głębokie, wtedy pierwszy raz dostrzegłam ich piękno. Uwielbiałam je kiedy wpatrywały się w moje, czułam się w tedy jakby nie było nikogo innego oprócz nas. Twoje usta delikatnie muskały moje wargi, moje oczy nie odrywały oczy od twojego ciała. Byłeś tak pięknie zbudowany jak na 12-latka. Zakochałam się w tobie całym. Przez oczy widziałam duszę, kochałam ją mocno jak ciebie całego. twoja dusza była ukojeniem dla mojej. Kiedy byłeś blisko, wiedziałam że nic złego się nie stanie.
Tej nocy nie mogłam spać, cały czas miałam ciebie przed oczami. Widziałam w tobie przyszłość, byłam gotowa oddać ci wszystko już w tamtej chwili. Byłeś moim aniołkiem jednak z dania na dzień wszystko zaczynało być inne.. całkowicie bez sensu. Zaczęliśmy się traktować jak rzeczy, traciliśmy siebie na wzajem. Ty nie dawałeś rady z moimi humorkami, ja nie dawałam rady z twoim popisywaniem się. Miałam nadzieję, że to się zmieni, że odnajdziemy spokój. Zakochamy się w sobie od nowa i nic nas nie rozdzieli. Byliśmy ze sobą szczęśliwi, ale nie docenialiśmy miłości.
Wychyliłam się z sali i stanęłam jak wryta. W płucach zabrakło mi tchu, nogi zrobiły mi się jak z waty. Ty.. ty ją przytulałeś! Patrzyłeś w oczy i widziałam w tobie tego kochanego chłopaka... Zerknąłeś tylko na mnie i znów wróciłeś do patrzenia na nią! - jak można chodzić z takim człowiekiem?!- pomyślałam.. W oczach miałam świeczki wróciłam na sale. Usiadłam na parapecie głowę odwracając do ściany. Nie wytrzymałam, po mojej twarzy popłynęły łzy... Moje serce rozdarło się na miliony kawałków, powstrzymywałam się jak mogłam by nie zacząć wyć, mój szloch stłumiła muzyka. Starałam się podnieść, olać to całe serce i ten przeraźliwy ból. Spojrzałam na bawiących się znajomych , byli tacy szczęśliwi kiedy mi odebrano chęć do życia. Położyłam głowę na kolanach, znów zalewając sie łzami. Z mojego zamyślenia wyrwał mnie jakiś głos, był piękny, szarmancki i ciepły. Uniosłam głowę, szczęście że miałam na twarzy wodoodporny makijaż. Starsze siostry czasem się przydają. Stałeś przede mną uśmiechając się do mnie, zaczęliśmy rozmowę. Nie pamiętam o czym, wiem że tak dobrze mi było przy tobie. Zastanawiałam się po co do mnie przyszedłeś. Przecież wydawało mi się, ze już jesteście razem.. A ja nie chciałam stawać wam na drodze. Byłam przyzwyczajona iść przez życie pod górkę, w końcu mieszkałam z alkoholikiem pod jednym dachem. Ciężko było wysłuchiwać tego wszystko...
Nawet nie zauważyłam kiedy siedziałeś tak blisko, że dotykałeś mnie ramieniem. DJ puścił właśnie " Masters- za twój uśmiech" Patrzyłeś na mnie, podziwiając każdy detal moje ciała. Powoli zbliżyłeś swoje usta do moich i zacząłeś mnie całować. To nie był zwykły pocałunek, był namiętny i pełen czułości. Cały świat zaczął być teraz malowany moimi kredkami. Zrozumiałam, ta twoja gra polegała na tym by utrzymać nas obie jak najdłużej w niepewności, tylko po to by tego wieczoru wybrać jedną z nas.
29 września. Ta data pozostanie w mojej pamięci na zawsze. Wtedy odbywała się dyskoteka szkolna... koledzy, koleżanki i ty. Bawiłam się jak mogłam, chciałam zapomnieć, że tam jesteś. Tego wieczoru miałam cię stracić na zawsze. Czas mi się dłużył a ja pragnęłam wrócić do domu. Zastanawiałam się po co w ogóle tu przychodziłam? Znałam zakończenie tej opowieści. Chciałam z tobą porozmawiać, ostatni raz. Powiedzieć ci, że nie chce już utrzymywać z tobą kontaktu. Rozglądałam się po całej sali szukając ciebie, na próżno. Nigdzie cię nie było. Przeszukałam całą szkołę, szatnie, łazienki, piętra, wszystkie zakamarki... Wiedziałam że jesteś z Oliwią ale i tak cię szukałam, niestety bez skutków.
Czułam się jak duch który właśnie znika, wróciłam na sale, usiadłam na ławce, twarz schowałam w dłoniach. Czułam jakby ktoś wyrwał mi serce, przez chwilę nie było mnie na tym świecie, moja dusza opuściła moje ciało, była daleko, tam gdzie była szczęśliwa. Kiedy otworzyłam oczy kolega właśnie do mnie podszedł by poprosić mnie do tańca, wstałam lecz czułam jak nogi mi się uginają pod moim ciężarem. Czułam, że moje serce nie chce już przetaczać krwi w moim organizmie. Bawiłam się, wciąż myśląc gdzie jesteś i co robisz... Czy już byliście razem? To pytanie nie dawało mi spokoju. Prosiłam Boga by pozbawił mnie uczuć.. by nie kazał mi patrzeć na to wszystko. Modliłam się o koniec tego dnia... lecz to nie był koniec.
Chciałam odpocząć wiec wyszłam na korytarz... Wychyliłam się z sali i stanęłam jak wryta.
W szkole każdy dzień był taki sam. Nie mogłam już na was patrzeć i na to przesłodzone szczęście. Problem był w tym że była połowa września. Dopiero się poznaliśmy, a ja już miałam dość tego wszystkiego.
Pewnego dnia kiedy wróciłam do domu, spojrzałam w lusterko i zobaczyłam w nich twoją twarz. Czy to była obsesja? Czy może byłam tak nie szczęśliwa? Prawda jest taka, że chciałam cię zobaczyć. Zalana łzami padłam na kolana.. byłam bezsilna i bezbronna, nie mogłam się bronić przed tętniącym ogniem uczuciem. Z jednej strony cię nienawidziłam, z drugiej chciałam ci pokazać jak bardzo cię kocham. Byłeś zarozumiały, chamski, wredny, samolubny i zapatrzony w siebie! Patrząc w twoje oczu widziałam jak grasz swoimi cechami. Tak na prawdę byłeś czuły, kochany, troskliwy i opiekuńczy. Miałeś uczucia, ale bałeś się je pokazać. Ta twoja gra działała na mnie jak magnez. To właśnie dlatego chciałam być z tobą. Chciałam byś zaczął być sobą. Byłeś przeciwieństwem mojego ideału, jednak z każdym dniem moje uczucie do ciebie było silniejsze.
Dlaczego? Bo prawdziwie kochałam.